Czasem człowiek potrzebuje wylać swoje frustracje, tak więc na dzień dzisiejszy aktualizuję bloga.
Czuję, że chcę coś napisać, czymś się podzielić, i ta potrzeba wzrasta z dnia na dzień.
Ale jak to mówią - ,,apetyt rośnie w miarę jedzenia", więc zostawię parę rzeczy na później :)
Tak więc zarówno dzisiejszy, jak i każdy inny dzień obfitował w wiele przemyśleń...
Szczerze mówiąc sięgnęły one punktu kulminacyjnego.
Nie ma dnia, żeby nie wmawiano nam, licealistom, którzy dopiero rozpoczynają naukę w szkole średniej, jak ważna jest matura, ile zależy od naszego wkładu własnego, ile lektur szkolnych na drugą klasę mamy przeczytać (18 i każda po parę części), że powinniśmy mieć je wszystkie w jednym palcu ITEPE, ITEDE.
Napiszę krótko... Mam tego serdecznie dość. Moje podejście może się wielu osobom nie spodobać, ale uważam to za rzecz nic nie wnoszącą do naszej edukacji. Nie dość, że nie wnosi to nic do mojego życia, to jeszcze stresuje mnie to tak bardzo, że tracę cierpliwość i ochotę do robienia rzeczy, które kocham.
Kompletnie nie wciągają mnie lektury szkolne, wolę książki fenomenalnej BEATY PAWLIKOWSKIEJ (o tym w innym poście :> ), która pokazuje rzeczywistość taką, jaka jest, a przy okazji wzbudza ciekawość świata, która wzrasta wraz z jej następnym wydawnictwem. Kompletnie nie interesują mnie żadne tangensy, kotangensy, szczegółowa interpretacja nieciekawego i starego utworu... Czemu w szkołach nikt nie pomyśli o naszej przyszłości i o tym, co może nas zainteresować, nas - nastolatków? Zamiast stresować np. maturą ustną z j.polskiego (którą - nie ukrywajmy - wiele osób pozyskuje poprzez gotowce zamieszczone w internecie, bo komisja nie przepuściła zaproponowanego przez ucznia tematu), może powinni kreować i rozbudzać naszą wyobraźnie i na lekcjach poruszać tematy, z których może choć raz wyciągniemy coś sensownego?
Nikt z nas nie chce wykonywać przysłowiowego ,,zawodu". Każdy chce łączyć pasję z zarobkiem tak, jak robią to nasi idole czy osoby, które podziwiamy - czy dziennikarze, czy sportowcy, czy podróżnicy.
Każdy chciałby kiedyś robić coś, czym jest zafascynowany, co chłonie w wolnym czasie. Czasie, który jest dla niego bardziej wartościowy i kształcący. Żałuję, że nie mam go na tyle, by sięgać po książki, które chciałabym przeczytać, że nie mam czasu na pisanie, fotografowanie, spotykanie się z ludźmi z którymi czas jest bardziej cenny, niż cokolwiek innego. Żałuję.
Czasem sobie myślę - chciałabym już pójść na studia. Na dziennikarstwo, czy na anglistykę, czy na cokolwiek co za 2 lata będzie mnie interesowało.
Niby liceum to najlepszy okres w życiu każdego nastolatka, w którym wykształcają się nasze wyobrażenia o przyszłości. Ale niestety - ten okres, wypełniają również rzeczy o których wcale nie chcemy nic wiedzieć, obok których chcielibyśmy przejść obojętnie, a nie da się ich ,,przeskoczyć".
Dlatego już teraz warto określić swoje priorytety. Zastanowić się, do czego mamy, co sprawia nam radość i z czego czerpiemy największą satysfakcję. Ubolewam jednak, że mamy na to tak mało czasu.
Chociaż... czy nie jesteśmy aby wolnymi ludźmi?
Trzeba wziąć głęboki wdech i pomyśleć o tym czego JA chce, a nie czego chcą ode mnie inni. Fakt - trzeba przebrnąć przez ten trudny, licealny okres. Jednak wydaje mi się, że chwila zastanowienia się nad własnymi potrzebami jest bezcenna, bo potem... może być już za późno i przegapimy swoja szansę na kreatywną przyszłość.
Z góry wybaczcie mi błędy, ale pisałam ten post na gorąco :)
Pozdrawiam!